Newsletter
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco
Najgorsze, co może zrobić samotny i wyposzczony młody facet to załamać się i pogodzić z przymusowym celibatem. Po kilku miesiącach posuchy (bo mokro to rzadko bywało) poczytałem o feromonach. Recenzje z różnych stron internetowych wskazywały, że feromony to niemalże eliksiry miłości, tylko takie do pryskania ciała, a nie zwilżania gardła (akurat miałem nadzieję, że gardło zostanie zwilżone czymś innym, w zdecydowanie białym kolorze). Przeczytałem recenzję Tomka na blogu reFForm i pomyślałem, że może i mnie uda się przetestować dany produkt? Po krótkiej wymianie maili z właścicielem sklepu, do mnie również dotarł flakonik z fioletowymi perfumami.
Już sam kolor perfum, w których zostały ukryte feromony sugeruje, że mam do czynienia z produktem ekskluzywnym, nieco tajemniczym i pobudzającym zmysły. Fioletowy, w czasie rewolucji seksualnej lat 60-tych był uznawany za kolor dążenia do wolności, wyzwolenia i młodości. Projektanci tego produktu chyba o tym dobrze wiedzieli – pytanie tylko, czy feromony Miyoshi Miyagi spełniają pokładane w sobie nadzieje? Przez prawie trzy tygodnie kilka razy użyłem tych perfum z feromonami w różnych sytuacjach. Zapach jest bardzo przyjemny, słodki, fani zapachów od Calvina Kleina na pewno poczują bliskie nuty zapachowe do ‘Euphorii’. Po kilku pryśnięciach na ciało (szyję, kark i klatkę piersiową) i jednym pryśnięciu na koszulę, poszedłem na randkę. Już po kilku minutach sam poczułem się w stanie lekkiej euforii i podświadomość dodała mi trochę pewności siebie. Nie wiem, czy to efekt placebo, czy nie – ponieważ nie uważam się za nieśmiałą osobę prawdopodobnie samo spryskanie siebie już w jakiś sposób podziałało. Po krótkiej wymianie buziaków z randkowym partnerem płci męskiej (celowo spryskałem się wysoko na szyi) wydawało mi się, że druga strona „coś poczuła” – jednakże mnie już nie było dane czegoś poczuć – spotkanie, mimo długiego flirtu, nie skończyło się w łóżku. Nie poddając się, postanowiłem spróbować wykorzystać magiczny flakonik w inny sposób – zabierając ze sobą zapach do pracy. I tutaj spotkała mnie bardzo miła niespodzianka – spryskałem się co prawda tylko na szyi i ubraniu, w dodatku na ponad godzinę przed wyjściem do pracy, mimo to – nie dość, że zapach perfum (i feromony) nadal były mocno wyczuwalne, to jeszcze ich efekty spotkały mnie po pierwszym kontakcie z koleżankami w pracy.
„Świetny zapach, co to?”, „Zajebiście pachniesz, idziemy na papierosa?” – to zdania, które usłyszałem od osób, z którymi nie byłem wcześniej nawet w bliskich stosunkach. Ot, po prostu koleżanki z innego działu po raz pierwszy zaprosiły mnie na wspólną rozmowę na papierosie. Widziałem ich spojrzenia w trakcie rozmowy – dobrze, że wiedziały, że jestem gejem, bo pewnie szybkie wyjście na papierosa skończyłoby się szybkim "paleniem cygara” w toalecie. Z kolegami w pracy było już inaczej – ponieważ jestem tam jedynym kolesiem spod tęczowej bandery, nie spodziewałem się zwiększonego zainteresowania moją osobą – jednak część panów po przejściu obok mnie odwracali się, a jeden z kolegów nawet zapytał „czym tak dobrze pachnę”. Krótkotrwały cel osiągnięty – miałem już pewność, że feromony zawarte w perfumach, to nie ściema. Tylko jak je wykorzystać do bardziej niecnych celów?
Kolejna randka była od początku nastawiona na „głębsze” zbliżenie, stąd nie musiałem dodatkowo się martwić o to, czy do niego dojdzie. Mimo wszystko, pojedynczymi pryśnięciami potraktowałem plecy, kark, klatkę piersiową i resztkę włosów nad przyrodzeniem. Efekt? Pan, który miał być stuprocentowym aktywem, lizał moje ciało przez dobrze pół godziny, a potem sam z siebie zabrał się do obróbki oralnej. Nawet nie musiałem o to prosić – koleś sam z siebie ciągnął tak długo, że w końcu sam z siebie zaproponowałem 69 – w końcu mojemu gardłu też coś się należy, nie? Protestów nie było, każde moje pragnienie czy polecenie w łóżku zostało spełnione. Z konkretnego aktywa zrobiłem pasywną szmatę, która stawiała (sobie i mnie) na każdy rozkaz. To już nie mógł być przypadek, w końcu trafiłem na kolesia, na którego te feromony podziałały pewnie lepiej, niż śniło się producentom. Produkt polecam, choć jak się okazuje – nie działa na każdego i nie od razu.
Testował Adrian
Feromony - jak się kiedyś wydawało - to coś ulotnego, nie wiadomo czy w ogóle działającego i dodatkowo owianego tajemnicą, której nikt nikomu nie był skłonny wyjawić....