Tiger

„Bzzz… bzzz… bzzzz”, nie to nie dźwięk nadlatującej muchy, tylko testowanego wibratora Fun Factory Tiger G5, w sumie lepiej by tu pasowało „bzzzzzzzzzz…”. Nie jestem fanem wibratorów, a w sumie nie byłem fanem wibratorów do czasu, w którym „Tygrys” nie wylądował w moich łapkach i zaprzyjaźniał się z prostatą. Do tej pory ten dźwięk wibracji zawsze mnie śmieszył i wydawał się mało podniecający, jednak wychodzi, że była to wina tych „zwykłych i standardowych” wibratorów, które miałem okazję używać. Byłe takie nijakie, bez wyrazu i wibracje były jednostajne. Nie wiem kto projektuje i wymyśla działanie zabawek w Fun Factory, ale wykonuje kawał dobrej roboty.

Testowany wibrator jest koloru zielonego i budowa jest anatomiczna, chociaż te wypustki i kolor mogą być równie dobrze odwzorowaniem jakiegoś pozaziemskiego ciacha: Tiger G5 wydaje się nie wielki, jednak drzemie w nim ogromna siła, w życiu bym nie pomyślał że takie małe coś może tak wibrować.

Teraz trochę parametrów technicznych

Waga wibratora to 266 gram, długość całkowita to 23 cm, część pokryta silikonem ma 16 cm, a od czubka do wypustki jest 12 cm, obwód to całe 11,5 cm. Można by powiedzieć, że główna część wsadowa to te 12 cm, jednak konstrukcja zezwala no wsuniecie wypustki, a budowa wibratora blokuje wsunięcie go głębiej. Użytkowanie jest więc bezpieczne, pamiętajmy że anatomicznie się każdy ciut różni więc w oparach podniecenia nie wsuwajmy go zbyt daleko, maksymalnie do części z przyciskami kontrolnymi ;) Wibrator zakończony jest panelem z przyciskami oraz tunelem ułatwiającym operowanie nim. Ładowanie odbywa się poprzez dołączony kabel USB. Tutaj dziwi mnie, że przy takiej cenie producent nie dodaje ładowarki, a ładowanie z portu USB w komputerze jest bardzo wolne.

Testowany wibrator był w kilku sytuacjach i muszę powiedzieć że w każdej sprawdził się bardzo dobrze, no może poza jedną ale o tym za chwilę. Do testów zastosowałem oczywiście lubrykant wodny, gdyż silikonowy ma zły wpływ na zabawki wykonane także z silikonu. Przy okazji polecam zaopatrzenie się w „Fuck powder”, idealna baza do lubrykantu wodnego, który można jeszcze modyfikować np. dodając olejek jojoba.

Pierwszy test wykonany na łóżku podczas leżenia na brzuchu. Po wysmarowaniu wibratora lubrykantem szybciutko wsunąłem go w odbyt, odczekałem kilka minut i rozpocząłem kolejne programy oferowane przez wibrator. A ma ich nie bagatela aż 12, pierwszy dostępny po uruchomieniu przycisku „FUN” (idealna nazwa, 9 kolejnych po wciskaniu plusa a 2 po wybraniu minusa z poziomu pierwszego. Podczas testu zaskoczyło mnie i to bardzo pozytywnie, że po 4-tym programie kończą się jednostajne wibracje i zaczynają się nierównomierne, malejące i narastające. To jest właśnie ogromny plus tej zabawki, jak i innych produktów Fun Factory, że nie są nudne i można na każdy wieczór rozkoszować się innym programem lub znaleźć ten ulubiony.

Kolejny test odbył się w wannie, gdyż Tiger jest w zupełności wodoodporny.  Nie była to najłatwiejsza operacja, biorąc pod uwagę że lubrykant wodny rozpuszcza się w wodzie, więc po umieszczeniu wibratora w uściskach zwieracza, już lepiej go nie ruszać. Dodatkowo przy tym teście wibrator stosowałem jako urządzenie do masażu, moje jądra też zaaprobowały te wibracje.

Test z partnerem

W sumie w takiej opcji można się całkiem nieźle pobawić. Wibrator sprawdza się przy grze wstępnej, podczas masażu i rozluźniania zwieraczy. Wibracje też świetnie podniecają członka gdy się przystawi wibrator do niego, podczas wcześniejszych testów parę razy bym doszedł od takiego przystawiania w długości równolegle do penisa. Mojemu partnerowi bardzo spodobała się opcja robienia lodzika i trzymania wibratora przy penisie w części bliżej ciała, albo piszczenie jąder i części między moszną a odbytem. Wibrator ten dobrze sprawdzi się też podczas masturbacji, a w sumie nie trzeba nic ruszać, tylko trzymać go na penisie :D

Uwieńczeniem testu miała być penetracja wibrator plus penis mojego faceta. Operacja przebiegła sprawnie, jednak dla mnie odczucia nie były w tym przypadku jakieś super, nie bardzo można było robić ruchy posuwiste bo zaraz by oba fallusy wypadły, jednak stronie aktywnej podobała się ta opcja z dojściem bez ruszania i od dodatkowe zaciskania zwieraczy. Można więc powiedzieć że i tutaj test przeszedł dobrze, ale lepiej dla tej drugiej strony ;) Jak wspomniałem wcześniej, wibrator wykonany jest z silikonu a w środku ma silnik z jakimiś kosmicznymi częściami, skoro powoduje takie wibracje :D Dodatkowym atutem jest to że największe wibracje są na czubku wibratora, więc można sobie nim pomasować prostatę i drugi zwieracz. Tiger jest zaprojektowany także do użytku dla Pań, więc możecie go polecić swoim przyjaciółkom! Silikonowy materiał  idealnie zbiera cały kurz i wszystkie paprochy z okolicy, dlatego przed i po każdym użyciu najlepiej przepłukać go ciepłą wodą z mydłem. Ciekawe w sumie jakby go użyć razem z GlowJob’em? To już powstałby taki wibrujący masturbator.

Podsumowując

Wibrator Fun Factory Tiger G5 jak na wibrator jest zajebisty. Jednak w porównaniu z pulsatorem to nie to samo, ale jest to kwestia preferencji, ja wolę jak się coś posuwiście porusza niż wibruje, daje mi to większe doznania. Jednak wibrator ten można stosować jako masażer, a wibrująca główka może nawet drażnić sutki jeśli ktoś lubi tak jak ja.

PLUSY

  • siła wibracji
  • wodoodporność
  • anatomiczna budowa utrzymuje zabawkę na miejscu
  • silikon - brak więc składników uczulających
  • uchwyt z tunelem
  • wygodne operowanie nawet przy śliskich dłoniach
  • różne programy wibracyjne

MINUSY

  • producent nie załącza ładowarki do zestawy tylko kabel do USB
  • wolne ładowanie z komputera

Ogólna ocena: 10/10

Testował MagusChan