MLE 2016: God save the queen!

MLE 2016 (European Mister Leather) to wybory, które odbyły się w ubiegły weekend w Helsinkach. Polskę reprezentował w tym roku Maciek Chojnacki - Mister Leather Poland 2016. Za pośrednictwem naszego bloga dzieli się z Wami prywatnymi zapiskami z tego wydarzenia.
God bless the Queen - the New Mr Leather Europe 2016 - Joe ... zasłużył w pełni na ten tytuł...Właściwie wszyscy zasłużyli. To był bardzo pracowity weekend z dużym deficytem snu.
Piątek, 26.08
14:30: śledzie i renifer. Na powitanie
Już po południu po przylocie pierwsze spotkanie - kolacja. Trzydziestu facetów w skórzanych gearach w knajpie Zetor... Klasyczna restauracja z tradycyjnym fińskim jedzeniem - śledzie i renifer.
21:00: dobrze mieć przy sobie polskie złoto
Wieczorem w klubie DTC losowanie numerów startowych, pierwsze "się pokazanie" i prezentacja... Niby nieoficjalne wystąpienie, a jednak zawsze jakiś stres... Na szczęście przywiozłem z kraju złoto w płynie zwane Żubrówką. Szybki pomysł i improwizacja, bo sam pić przecież nie będę. Wyciągnąłem wszystkich uczestników wyborów (włącznie z szefem ECMC Danielem, prowadzącym imprezę oraz panującym jeszcze Misterem - Thorstenem) na ulicę. Właśnie tam, stojąc w kręgu, osuszaliśmy na sposób typowo polski owe złoto. Lody zostały przełamane - stres powoli znika... Jakoś trzeba sobie z nim radzić. Loteria z numerkami - każdy ma już swój. Prowadzący - Pete- czyta ze sceny, głośno akcentując imię i kraj każdego uczestnika... Nadchodzi moja kolej. Słyszę ze sceny: POLAND – MAGIC - SEX, co w wolnej interpretacji i tłumaczeniu oznacza: Polska - Maciek – sześć... Już mi się to spodobało. Później impreza nabrała rozpędu i rumieńca, choć akurat ten ostatni ciężko było dostrzec, bo w klubie było raczej ciemnawo... Wszechobecny zapach skóry i gumy... Zajebiście! Z dużym zadowoleniem obserwuję ekumenizm multifetyszu i widzę, że to świetnie działa, że doskonale wszyscy się czują w swoim towarzystwie.
Sobota, 27.08
8:00: pierwsze próby w starej zajezdni
Coś mi się stało z obwodem czaszki. Mam uczucie, że głowa się nie mieści na poduszce. Jeszcze dwie godziny temu skakałem w klubie, a teraz nagle budzę się w hotelu.... Sam? Hmmmm-tak. Wiedziałem, że się spóźnię. Za niecałą godzinę, w zupełnie innej części miasta ma odbyć się oficjalne powitanie z przedstawicielami klubów ECMC. Wśród nich są członkowie i jury. Mamy mieć pierwszą próbę, za kilka godzin wszystko musi być gotowe. Cały gear na pokład! Spodnie, buty, koszula, krawat, sam brown, pieszczochy, furażerki, kamizelka - już gorąco! Jeszcze plecak - w nim szarfa. Płynę, bo w hotelu nie działa klima. Na szczęście wszyscy w hotelowym lobby radośnie wymieniają się jeszcze wczorajszymi emocjami... Uściski, całusy, przytulania i salwy śmiechu. Fajna ekipa!
Dojeżdżamy do klubu. Stara zajezdnia tramwajowa - klub na 700 osób, dwa poziomy - to właśnie tutaj odbędzie się MLE. Scena jak w niejednym teatrze. Multimedia, nagłośnienie, kupa świateł. No, panowie! To robi wrażenie! Ups... Pierwsze ukłucie stresu, ale mimo wszystko dajemy radę. Na pierwszym piętrze dark roomy. Imponują wielkością, prawie jak mityczny labirynt, w którym ktoś schował Minotaura.
14:30: czas obiadu. Popełniam obserwacje
Wszyscy schodzą się na obiad. Fajnie widzieć w jednym miejscu tak ogromną brać fetyszową. I znowu popełniam obserwacje: przy stoliku włoskim i francuskim - pięknie wymuskani faceci. Śniade karnacje i ciemne oczy. A skóry – zazdrość - jakby ZARA otworzyła dział z odzieżą fetyszową! Wszystko wymyślne i fikuśne, czuć nawet zapach perfum, mimo, że prawdziwy skórzak podobno pachnie tylko sobą. Tutaj stolik Niemców i Belgów - znowu duża ekipa. Oni z kolei ubrani są jak z podręcznika - wszystko spasowane, idealnie ułożone, dobrze doczyszczone – imponujące. Perfum brak. Stoję na środku jak tzw chuj w torcie i rozglądam się za Ryśkiem. Nie dostrzegam go nigdzie w tej grupie. Na szczęście zawsze taktowny Thorsten zaprasza mnie na miejsce obok siebie... Mijam stolik fiński. Szef Tom's klubu - organizator dzisiejszej imprezy o imieniu Esa – jaskrawo żółte włosy i takie same buty. Obok czerwone włosy, a dalej ktoś z pomarańczową brodą. Perfum nie czuć, ale za to wali kolorem po oczach. Naprawdę, FETYSZ NIE JEDNO MA IMIĘ!
15:30: hotelowe dylematy
Jestem w hotelu. Dylemat - co robić? Uczyć się tekstu na wieczór? Spać? Może powalczyć z urodą? Bez sensu, bo i tak ta bitwa już dawno przegrana. Na rozmyślaniach mija półtorej godziny. Nie zrobiłem nic, a trzeba przecież spakować się jeszcze na wieczór. Wszystko zabrałem? Prawie - dwie prawe rękawiczki w walizce? Jak to jest kurwa możliwe?! Będę musiał chyba na MLE wygiąć palec!
17:45: ostatnie próby. Wsparcie zabłądziło
Znowu klub i kolejna próba - tym razem techniczna. Włączono światła, poszła muzyka. Sprawdzenie mikrofonów: „one, two, three... one, two, three...”. Po jakimś czasie znowu słyszę głos Pete: „Poland – magic - sex”. Wchodząc na scenę czuję, że poziom stresu znowu powoli się podnosi. Trochę jakoś mi smutno i głupio, bo widzę jak bardzo na MLE chłopaki są wspierani przez swoje kluby. Rozmawiają, radzą, dopingują się wzajemnie. Fajnie mają... Mój klub w postaci Ryśka gdzieś chyba zabłądził .. Widziałem go przez chwilę na obiedzie... No trudno... Jestem dużym chłopcem, tak czy owak dam radę. Na szczęście messengery działają i napływa wsparcie z Polski...
19:30: kolacja z honorami
Jedziemy busem na kolację. Jest wesoło jak zwykle. Wokół tereny portowe, budynki industrialne tuż nad wodą, w końcu wielgachna hala po w-chuj-brzegi wypełniona ludźmi! To piękne uczucie móc należeć to takiej społeczności. Pełen przekrój wieku i fetyszu. Od założycieli i nestorów ruchu, których skórzane geary Langlitz jako sztywne egzoszkielety utrzymują w pionie, poprzez młodocianych dziwno - fetyszowców: obszerne ortaliony z nadrukiem marek kombików motocyklowych łopocą w marszu, aż po neofickie neopreny i szokujące połyskiem gumy... Jest na co popatrzeć!
Kolacja to już cały ceremoniał - podziękowania, przemówienia, prezenty, całusy i prezentacje... Jest bardzo przyjemnie. Rozmawiam z nestorem amerykańskiego klubu Tom of Finland Foundation w Los Angeles. Zdziwiony jest, że w środku Europy istnieje jeszcze kraj, który patrzy na swoich obywateli przez pryzmat kościoła. Kilka razy upewnia się, czy to, co opowiadam, to na pewno nie żarty.
21:30: MLE czas zacząć!
Po kolacji podstawiają się trzy busy - cała ekipa zostaje do nich załadowana na gęsto. Do klubu dojeżdżamy po 15 minutach. Ku mojemu zaskoczeniu wnętrze nabrało zupełnie innego charakteru! Wszystko zostało przygotowane pod TEN WIECZÓR i TO WYDARZENIE! Nie ma tu przypadkowych ludzi, wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być - dobrana scenografia, gęste rytmy, dobra muzyka i mnóstwo gości... Wchodząc głównym wejściem, czujemy się jak celebryci! Słychać oklaski. Tu, na MLE, nie będziemy ukrywali się na zapleczu lub w małej salce klubu. Tutaj to my jesteśmy gwiazdami - KURWA, a tak się właśnie wtedy poczułem - a co!
22:30: pora na ważne deklaracje
Kończą mi się fajki. Mam nadzieję, że od ilości wypalonych papierosów tak szybko nie złapię raka. Może tylko głos mi siądzie - zawsze to lepiej brzmi w mikrofonie... Do wyborów już tylko godzina. Ceremoniał z polskim złotem się powtarza. Tym razem nikogo nie trzeba już namawiać. Każdy z chęcią i wdzięcznością przyjmuje butelkę. Znowu widzę, jaka to fajna ekipa. Jeden drugiemu pomaga - to poprawi krawat, to nabłyszcza skórę na dupie, bo mało się błyszczy. Tu kłaczek, tam włosek – istne szaleństwo... A przy okazji żarty, śmiech, wymiana numerów telefonów, dalsze plany i obietnice odwiedzin. Padają też ważne deklaracje: wszyscy będą na polskim piffku!
23:30: a więc to teraz...
A więc to teraz. Ktoś jeszcze częstuje mnie ostatnim papierosem. Rysiu życzy mi powodzenia. Stoimy w półmroku na backstage'u. Zaschło w gardle - kurwa, nie ma ani grama wody! O klimatyzacji można zapomnieć. Po plecach cieknie rzeka z wodospadem w okolicy rowka. Na scenie już numer 2., zostały jeszcze trzy. Przede mną Hiszpan, za mną Belg. W myślach powtarzam tekst przygotowany do wystąpienia... Hmmm... Dziwne, ale kompletnie nic nie pamiętam! Poszedł Hiszpan... Już niczego nie słyszę i nie widzę!
Stres osiąga poziom gałek ocznych, zaraz pójdzie para jak z czajnika i zacznę gwizdać. Słyszę oklaski – Hiszpan skończył swoje wystąpienie. Teraz ze sceny słyszę głos Pete'a: POLAND-magic- sex... To ja! Wchodzę na scenę. Nic nie widzę! Kłęby dymu, światło prosto w oczy... Co mówię i jak - nie wiem! Opowiadałem o multifetyszu, o tym, że trzeba iść dalej, rozwijać się, a nie stać w miejscu. Mówiłem o kondycji naszego ruchu w Polsce, o założeniach i planach. Podejrzewam, że stres zjadł mnie trochę, ale mimo wszystko nie było chyba aż tak źle.
00:30: czekając na ogłoszenie wyników
Chwilę wcześniej głosowała widownia. Wiele dla mnie znaczyło, kiedy z podziękowaniami i gratulacjami podchodzili do mnie faceci w gumach czy kolesie furries, sporty oraz bliżej nie nazwani fetyszowcy. To było tak miłe, że stres w zasadzie zniknął. Teraz cała grupa znowu staje na scenie. Pete otwiera kopertę. Werdyktem jury MLE wygrywa Joe z UK... Brawo!!! Cieszę się tym wynikiem - to nie kokieteria, czy udawana skromność - cieszę się bardzo! Podczas kolacji, stojąc na nabrzeżu i popijając wino, rozmawiałem z Thorstenem o jego roku kadencji - o wyrzeczeniach, kosztach, wsparciu ludzi i klubu, o ciągłym byciu w drodze i z walizką. To nie była opowieść o tęczy, jednorożcu i różowych chmurach. O tym wszystkim opowiadał facet, który był już co prawda tym wszystkim zmęczony, ale za to bardzo szczęśliwy. Tym bardziej, że podczas opowiadania miał przy boku swojego Męża.
02:00: na zabawę przyszedł w końcu czas
W garderobie walają się butelki i wszędzie dookoła leżą skóry. Teraz każdy jest już całkiem wyluzowany, ubiera się na imprezę, bo w końcu i my zasłużyliśmy na odrobinę zabawy. Na korytarzach jeszcze "ścianka", obowiązki Mistera do końca, sesje gratulacje i uściski. Alkohol popłynął – hmmmm - cienkim strumykiem. Ceny w Helsinkach bolały, bo za puszkę piwa wielkości puszki coli trzeba było zapłacić ok. 25PLN. Dobrze, że wcześniej zaopatrzyliśmy się w alkohol.
04:30: kuwa za putaru gadz pobudk
Chykn jeszem w hotlu. Skąd to torvy po makdrldzie? Nie moga zalnezdc klaucze do pkju. Kuwa za putaru gadz pobudk bo na lonsku mudsyz byc po 7a.
Niedziela, 28.08
08:25: i już po wyborach...
Już w samolocie do Gdańska. Głowa znowu boli, ale obiecuję sobie, że teraz się w końcu wyśpię. Myślę o minionym, zajebistym weekendzie, spędzonym z fajnymi ludźmi na MLE. Ciekawe jakby to wyglądało w Polsce? Hmmmm...
fot (za zgodą autorów): Maciek Chojnacki, Joe King, Thorsten Buhl