Oh, Boy

Zaczęło się od drobnych szkiców wrzucanych na Facebooka... Trzy lata temu pasja przerodziła się w firmę. Tak powstał OH, BOY! - wyjątkowy projekt autorski. Za marką stoi 32-latek, któremu – jak sam mówi - daleko do wizerunku mężczyzn prezentowanych na swoich koszulach. Mimo upływu lat OH, BOY!-owi udało się pozostać incognito. Dlaczego? „Przede wszystkim zależało na tym, żeby promować swoją prace, a nie osobę”. Prace, które widnieją na koszulkach są rysowane ręcznie, bez ingerencji komputera. Następnie, gotowe rysunki są nanoszone na materiał, tak jak powstały (oczywiście z drobnymi korektami, aby efekt końcowy miał jak najlepsze oblicze).

W momencie powstania projektu, na rynku były obecne już dwie firmy, które działały w podobnym sektorze – mówi właściciel marki. Koszulek, które bezpośrednio nawiązywały do środowiska i tematyki LGBT nie było w zasadzie wówczas na rynku wcale. Dlatego postanowiłem zaryzykować i iść na całość. Wszystko zbiegło się w czasie, kiedy zaczęła się moda na bycie drwaloseksualnym. Wówczas firmy prezentowały widok brodaczy, ale raczej w stylu soft-core. Nie chciałem powielać tych wzorców i postanowiłem sprawdzić, czy „pikantniejsze” prace mogą również znaleźć swoich odbiorców. Na chwilę obecną OH, BOY! nie ma konkurencji. Koszulka „Ooops” to jeden z takich przykładów.

Trzeci rękaw po pierwszym praniu

Na początku nadruki wykonywałem na koszulkach (własnej produkcji) z dodatkiem elastanu. Pojawiły się jednak dwa problemy: koszulka z elastanem mocno przylega do sylwetki, więc – wiadomo – nie każdy dobrze w takiej koszulce wygląda, nawet jeśli rozmiar jest większy. Po drugie, elastan jest tworzywem sztucznym i koszulka z jego zawartością inaczej przepuszcza powietrze niż bawełna. Nie każdy czuje się dobrze w takim t-shircie. Obecnie korzystam z pomocy firmy zewnętrznej dbając o to, by produkt był wykonany z dobrej jakościowo bawełny, tak by koszulki nie „skręcały się” w praniu.

W projekcie od samego początku pomagało mi bardzo wiele osób, które m.in. pomogły mi znaleźć dostawców koszulek czy drukarnię, a także blogerzy, właściciele branżowych klubów, z którymi miałem okazje współpracować, przyjaciele i oczywiście rodzina. To oni byli pierwszymi odbiorcami, doradcami i promotorami. Ich liczba się wciąż powiększa. (Korzystając z okazji chciałbym im wszystkim bardzo serdecznie podziękować za wsparcie, uwagi, a czasem nawet słowa krytyki).

Te koszulki mają w sobie „pieprz”.

Pieprzne tematy na nadruk podpowiadają mu zdjęcia przystojniaków umieszczanych na Facebooku lub Instagramie. Wszystko spontanicznie zależy od tego, na co OH, BOY! w danej chwili ma ochotę. Na koszulkach OH, BOY! można znaleźć wizerunki umięśnionych brodaczy-alfa. To spora atrakcja dla tych, którzy chcą wyglądać męsko i interesująco. Nic więc dziwnego, że projekt swoją twarzą zgodziły się firmować znane osoby.- To jest projekt prywatny, za którym nie stoi żadna duża firma. Trzeba po prostu mieć dużo cierpliwości i uroku osobistego – żartuje OH, BOY! - żeby do współpracy namówić na przykład gwiazdy „filmów przyrodniczych dla ludzi o mocnych nerwach”.

Wśród ambasadorów marki znaleźli się między innymi: Tim Kruger, Colby Keller, PigBoy czy Adam Herst. Udało mi się dotrzeć do nich przez Instagrama i to jest zupełnie zwyczajna kwestia! Do Tima na przykład wysłałem zapytanie, czy mógłby wesprzeć indywidualny projekt z Polski. Zgodził się bez wahania, a koszulka „Daddy”, „wystąpiła” nawet w jednej ze scen. Tim obiecał, że to jeszcze nie koniec i obiecał, że jeszcze kiedyś wystąpi przed kamerą w OH, BOY!-u... oczywiście w jednej z początkowych scen, bo – jak sam żartobliwie dodał - w kolejnych ujęciach może nie być potrzebna. Na początku moje prace były dość grzeczne, bo chciałem, żeby nie miało znaczenia, czy będzie je nosić na koszulkach środowisko LGBT, czy ktokolwiek inny. Teraz, gdy koszulki nabrały już ostatecznego charakteru, mogę powiedzieć, że są adresowane zarówno dla środowiska LGBT, a także dla tych, którzy po prostu chcą je nosić. Mam również klientów heteroseksualnych, którzy posiadają przysłowiowe jaja i nie obchodzi ich czy noszą koszulki powiązane z tęczową flagą, czy też nie. Po prostu podoba im się dany motyw i już! Świetnym przykładem są t-shirty „Daddy”, „Punk”, „Pig”czy „Fighter”. 

OH, BOY! Michałowi Pirógowi też się podoba

Jakiś czas temu udało mi się nawiązać współpracę z dwoma znanymi medialnymi osobami z Polski, z których jedna odmówiła współpracy, kiedy otrzymała koszulkę do ręki i zasięgnęła informacji do kogo są adresowane. Drugą osobą jest Michał Piróg, który okazał się tak samo fajnym i zdystansowanym facetem, jak prezentuje się w telewizji. Bez żadnego gdybania czy pytań, zgodził się zostać ambasadorem OH, BOY!, a dzięki niemu „Punk” zaistniał także w telewizji śniadaniowej.

Czy strój wyraża człowieka?

Pamiętam, jak kiedyś, w jednym z programów telewizyjnych poświęconych metamorfozom, stylista ubierał swoją modelkę. Założył jej bardzo ciasny gorset, na co ona wyszeptała: „Jest świetnie, ale wiesz… nie mogę w tym oddychać”. Na co ten odpowiedział: „Nic szkodzi - spójrz tylko jak ładnie w tym wyglądasz!”. Tak więc, nie pchajmy się w te gorsety – dosłownie i w przenośni. [gallery link="file" ids="11871,11870,11868"] Nie lubię takich stwierdzeń, że strój czyni człowieka, że przez niego wyrażamy swoją osobowość. Wszyscy jesteśmy tacy sami i inni jednocześnie. To, co nas tak naprawdę kreuje to nasza osobowość, wrażliwość, poczucie humoru lub dystans do świata. To wydaje mi się naprawdę ważne. To, co kreuje mężczyznę lub kobietę, i co nas definiuje, znajduje się „między uszami” i w naszych serduchach.

OH, BOY! mimo że śledzi modowe trendy, wyznaje pewną zasadę - odnoszącą się zarówno do kobiet jak i mężczyzn - że nie ma lepszego stroju niż jeansy, sportowe trampki i biały t-shirt. Tak samo dobrze będzie wyglądał w takim stroju facet w średnim wieku, jak i... Beyonce (patrz teledysk do klipu „Crazy In Love”- czy można wyglądać bardziej sexy?). Osobiście traktuję modę z przymrużeniem oka. Liczę na to, że jako środowisko kreujące w jakiś sposób styl, będziemy umieli czasem sobie odpuścić. To samo dotyczy także odbiorców czyli tych, którzy za tą modą podążają i starają się być zawsze trendy. Z drugiej strony w życiu wyznaję pewną zasadę, którą staram się przekazywać swoim znajomym – może czasem zdarza nam się spotkać na swojej drodze modowych freaków lub „odpicowane gwiazdy”; założę się także, że pewnie nierzadko zdarza nam się w myślach wykpić ich niekonwencjonalny styl, ale... nie mamy absolutnie żadnego prawa, by nawracać ich na – tylko w naszym mniemaniu – „słuszną drogę”. Każdy ma prawo ubierać się tak jak chce i basta! Pamiętajmy, że kiedyś może okazać się na przykład, że facet w butach na koturnie, w lycrowanych jeansach z torbą zawieszoną przez łokieć, może mieć znacznie większe jaja, niż największy, ociekający testosteronem osiłek z osiedlowej siłowni.

Fot. OH, BOY!