Onan

Nie raz straszyła biedne, niewinne dzieci rodzina, że jak się nie trzyma rąk na kołderce, tylko pod spodem, to można nabawić się chorób wszelakich, że rosną włosy na rękach, że żółknie skóra, a czasem nawet, że - jak biblijny Onan - można za walenie zostać zgładzonym. Świat się jednak zmienił i jakkolwiek rodzice w trosce o swoje dzieci wciąż próbują je straszyć, tak one weryfikują w sieci wszystko, co się do nich mówi. Ciekawe...

...co by sam Onan o tym powiedział...

Straszenie konsekwencjami onanizmu wywodzi się z kościoła. Zakazy i nakazy, wzbudzanie poczucia winy dają władzę tyleż cenniejszą, bo nie fizyczną, a nad psychiką ludzką. Tymczasem Onan, o którym mowa w biblijnej Księdze Rodzaju zdaje się nie być wcale grzesznikiem, lecz roztropnym gościem. W skrócie: mimo nakazu ojca swego, rodzonego – Judy - nie chciał sypiać z żoną swojego brata.

„Idź do żony twego brata i dopełnij z nią obowiązku szwagra, a tak sprawisz, że twój brat będzie miał potomstwo». Onan wiedząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia, aby nie dać potomstwa swemu bratu”. - opowiada Biblia Tysiąclecia. Bijmy brawo. Radość sytuacyjna polega na tym, że „ponieważ Er, pierworodny syn Judy, był w oczach Pana zły, Pan zesłał na niego śmierć”. Ledwo się urodził, trzy wersy dalej był już żonaty, a później umarł jak rażony gromem. Musiał mieć nieźle za uszami, skoro dotknął go Boży palec. Cóż...

Wracając do tematu...

- Sprawa jest prosta: wśród potomków Izraela obowiązywało prawo lewiratu, które nakazywało zrobić dziecko żonie własnego brata, gdyby on zmarł bez potomka. - syntetyzuje Karol w Biblializatorze. - Było to istotne po pierwsze przez wzgląd na zmarłego, gdyż potomstwo w tamtych czasach, jak wielokrotnie widzieliśmy w poprzednich rozdziałach, było chwałą dla mężczyzny, zaś jego brak, najwyraźniej, czymś w rodzaju hańby. Po drugie zaś - syn jest dla matki gwarancją bezpieczeństwa na starość, a jego brak może ją skazać nawet na śmierć głodową. W tamtych czasach nie było wszakże ZUS-u (i chwała Bogu). Jak czy inaczej, motywacja Onana jest wyraźna: "unikał zapłodnienia, aby nie dać potomstwa swojemu bratu". Innymi słowy, był takim bucem, że żałował bratu przysługi nawet po jego śmierci. I to jest wystarczający powód, aby Bogu nie podobało się jego postępowanie, i nie ma żadnych podstaw by twierdzić, iż wylewanie spermy jest złe samo w sobie.

Onan też długo nie pożył oddając nasienie swe na zielone trawy bujnych łąk, zamiast do waginy żony brata swego. Złe było w oczach Pana to, co on czynił, i dlatego także zesłał na niego śmierć. Rachu-ciachu – został zgładzony. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że spotkała go kara za walenie konia! Onan przy żonie swojego brata nie uprawiał bowiem onanizmu, tylko obcując z nią - stosunek przerywany! O!

Bądźmy poważni...

Wszystkie problemy Onana zdają się być związane z prawem lewiratu (łac. „levir” oznacza brata męża) polegającym na obowiązku poślubienia wdowy przez jej szwagra. Prawo to – choć prawdopodobnie nigdzie nie usankcjonowane - służy przede wszystkim zapewnieniu ciągłości rodu. Zgodnie z nim, pierworodnego syna urodzonego z małżeństwa lewirackiego, uważa się za syna zmarłego męża. Co ciekawe, odmowa poślubienia wdowy po bracie spotykała się przez wieki z niezadowoleniem społecznym, a często nawet podlegała karze. Ze zgładzeniem przez Boga włącznie, na co nadział się Onan. Problemy moralne związane z pojęciem masturbacji (onanizmu), są tak stare, jak wieść o błogosławieństwie, jakie niesie za sobą sperma. W kręgach ludzi wierzących, nasienie powinno spełniać rolę wyłącznie prokreacyjną i żadną inną, a sam samogwałt uważany jest za grzech. Tyle, że spuszczanie się wszędzie, gdzie się da, okazuje się – syntetycznie – grzechem nie być.

- Sprawa sprowadza się do tego, że katolicy mają narzucone bardzo silne ograniczenia seksualne (zakazy superego), co wywołuje konflikt z przyrodzoną każdemu człowiekowi cielesnością. - pisze Adam Gabryelów - psycholog, manager, podróżnik, autor bloga Trzecie Dno. - Ludzki organizm jest w naturalny sposób seksualny, co objawia się na przykład adekwatnymi myślami i tendencjami, które w świetle religii okazują się grzeszne. W efekcie te najzupełniej zdrowe tendencje są wypychane do nieświadomości i objawiają się jako nerwice. Bardzo wyrazistym przykładem takiego problemu jest obsesyjne tropienie i zwalczanie homoseksualizmu, które jest po prostu próbą oczyszczenia się z własnych nieakceptowanych tendencji.

Antykoncepcja na „wsadzaka”

W istocie biblijny Onan nie bawił się w masturbację, a jedynie stosował… antykoncepcję. Jego grzech polegał na prowadzeniu stosunku przerywanego, podczas którego mężczyzna – mówiąc kolokwialnie – spuszczał się na ziemię. W istocie była to ważna przewina, ale należy ją rozumieć w zupełnie innych kategoriach. W czasach biblijnych kluczem do sukcesu danej społeczności była jej liczebność, przekładająca się na siłę bojową plemienia żyjącego w ciągłym zagrożeniu atakiem sąsiadów. Kiedy Onan „tracił z siebie nasienie na ziemię”, jego partnerka nie zachodziła w ciążę. W efekcie kolejne dzieci nie zwiększały siły militarnej plemienia, co zostało potępione w formie tej dydaktycznej opowieści. Swoją drogą Onan nie oślepł, co wedle powszechnego mniemania miało jeszcze do niedawna grozić onanistom, tylko od razu został przez Boga… zabity. No cóż, Jahwe nigdy nie był szczególnie pobłażliwy, tak więc uważajcie. Niemniej ci wierzący, którzy czytają Biblię ze zrozumieniem, mogą się nieco wyluzować – masturbacja to nie grzech. A już na pewno nie kobieca. Prawdziwym grzechem wedle wspomnianego fragmentu jest właśnie antykoncepcja, co z grubsza zgadzałoby się z tym, czego nauczał Jan Paweł II i współcześni nam hierarchowie. Chociaż z drugiej strony w XXI wieku nieco trudne musi być dosłownie traktowanie mądrości, powstałych w czasach, kiedy sukces narodu zależał od jego dzietności, a szczytem techniki była zwykła taczka.

Kto konia nie wali, Onana nie chwali

Mimo wszystkich mitów o masturbacji, jakie funkcjonują w społeczeństwie, lekarze i naukowcy uważają, że onanizm jest wręcz wskazany. Oczywiście o ile jest to fizjologia, a nie nie wynik zaburzeń dewiacyjnych. Specjaliści twierdzą, że dzięki masturbacji, czy to z partnerem czy samodzielnie, uczymy się swojej seksualności i zapobiegamy pewnym problemom zdrowotnym. Co lepsze - nawet nie trzeba do onanizmu używać ręki. Producenci wystarczająco zapchali rynek najróżniejszymi gadżetami, dzięki którym czynność ta nabiera wciąż nowych barw. Jeśli natomiast ktoś mimo wszystko ma wyrzuty sumienia z powodu tarmoszenia bobra, kutasa może powstrzymać jeden z modeli pasów cnoty,

Zachowania autoerotyczne pomagają przeciwdziałać wielu problemom zdrowotnym: od zapalenia pęcherza moczowego po cukrzycę typu 2 – przekonują Anthony Santella oraz Spring Chenoa Cooper z University of Sydney w „The Conversation”. – W przypadku kobiet masturbacja może zapobiegać infekcjom szyjki macicy i zakażeniom układu moczowego – mówią.

Australijskie badania z 2003 r. wskazują, że mężczyźni, którzy mają wytrysk więcej niż 5 razy w tygodniu są 3 razy mniej narażeni na zachorowanie na raka prostaty. Systematyczne pozbywanie się nasienia, jak wskazywali specjaliści, wspomaga zdrowie całego organizmu i pomaga w zapobieganiu tworzenia się w nim rakotwórczych substancji chemicznych.

Mężczyźni robią sobie przysługę regularnymi ejakulacjami. To działa jak czyszczenie systemu kanalizacji – mówi seksuolog Gloria Brame w serwisie menshealth.com.

Niech będzie pochwalony, a sperma się leje!

Nie ulega wątpliwości, że historia o Onanie jest tyle wdzięczna, co po wielokroć źle tłumaczona i interpretowana. Mimo wszystko to właśnie od jego imienia zaczerpnięto nazwę jednej z najbardziej podstawowych praktyk seksualnych, jaką jest onanizm. I chwała mu za to, bo ten kto nie wali konia wie, jak chujowo chodzi się z pełnymi, nabrzmiałymi jajami. Ręce od marszczenia Freda naprawdę nikomu jeszcze nie odpadły. Tak więc – chwalcie Onana i bijcie konia bez obawy, że i Was porazi grom z jasnego (oby) nieba.

fot. tumblr.com