Fist Sperm

Lubrykant na bazie wody Fist it SPERM jest członkiem większej rodziny żeli od Shots Fist it. Wybór właśnie tego konkretnego był uwarunkowany jakże wdzięcznym i smakowitym określeniem SPERM.

Wybrany lubrykant znajduje się w pojemniku-słoiku (plastikowym) o objętości 500 ml. Opakowanie dodatkowo zostało zabezpieczone folią. Z punktu widzenia dzisiejszych proekologicznych prądów – zupełnie niepotrzebnie. Po odkręceniu pokrywki, chcąc nabrać żelu, okazało się to niemożliwe. Ku wielkiemu zdziwieniu można było zauważyć dodatkową osłonę – plastikowy „talerzyk”, utrudniający dostęp, a – co zapewne miał na myśli producent – także chroniący zawartość przed wylaniem podczas transportu. „Talerzyk” posiada mały uchwyt, zbyt mały by objąć go dwoma palcami i wygodnie unieść. W tym przypadku przydałyby się dłuższe paznokcie – choć skoro chcemy wkładać palce w dupę (co sugerowałaby nazwa całej rodziny lubrykantów – Fist it) to jest to zupełnie niepożądane. Po wtóre wydaje się, że lubrykant zasysa „talerzyk”, który podwyższa naszą adrenalinę (tylko: czy jest nam to teraz potrzebne?).

Podsumowując samo opakowanie: jest ono absolutnie praktyczne w sypialni (kiedy już uda nam się pokonać wszystkie zabezpieczenia, które nie otwierają się na zawołanie „sezamie, otwórz się”), z którego można zaczerpnąć całą garścią. Należy jednak pamiętać o tym, by otworzyć je zanim zaczniemy zabawiać się naszym penisem, dupą czy czymkolwiek innym. W szczególności jest to uciążliwe w momencie, gdy najdzie nas nagła ochota na szybkie ruchanie. Trzeba przy tym jednoznacznie przyznać, że taka forma opakowania jest zupełnie niefunkcjonalna poza sypialnią, tj. w plenerze, klubie, etc.

Lubrykant, jak większość tego typu produktów jest zbliżony wizualnie do spermy. Określenie SPERM jest zatem absolutnie adekwatne (tylko co go wyróżnia od pozostałych członków rodziny Fist it, zostaje nadal zagadką), biorąc pod uwagę zwłaszcza kolor żelu. Lubrykant nie jest bezwonny ani bezsmakowy. Ma lekko słodkawy zapach, wyczuwalna jest woń podobna do kleju wikol – choć trzeba zaznaczyć, że trzeba się dobrze zaciągnąć, by to poczuć. Smak nieco gorzkawy.

Chcąc ocenić jego konsystencję wystarczy nabrać go między dwa palce i rozetrzeć. Odnosimy wówczas wrażenie, jakbyśmy smarowali się prawdziwą spermą. Lubrykant jest jedwabisty i lepki (ale nieklejący), a jego konsystencja jest nieco rzadsza od uwielbianego przez nas nasienia – choć wpływ na to ostatnie i tak ma wiele zmiennych.

Fist it SPERM testowany był podczas stosunku analnego. Niewielka ilość żelu wystarczyła, aby kutas bez oporów wsunął się w odbytnicę i namiętnie ją penetrował. Jednorazowa aplikacja nie musiała być powtarzana kolejny raz. Po około godzinie penis wciąż ślizgał się jak po lodzie. O ile pasyw odczuwał przyjemne aspekty rżnięcia spotęgowane „naturalnym” i łagodnym nawilżeniem, o tyle w przypadku aktywa pojawiło się uczucie pieczenia żołędzi. Nie było to jednak na tyle uciążliwe, aby zaprzestać pieprzenia. Niemniej pewien dyskomfort pozostał w pamięci. Po ruchliwej nocy po lubrykancie nie było śladu – ani na pościeli, ani między pośladkami. Poranne ładownie kutasa w dupę wymagało więc kolejnej aplikacji żelu. Wydaje się, że jest to jednak cecha wszystkich lubrykantów na bazie wody, co trudno uważać za jego wadę. Istotniejsze jest raczej to, że dwa półdupki pasywa mogły rano swobodnie „klaskać”, nie sklejając się ze sobą.

Nocne i poranne zabawy okazały się nie mieć końca! Lubrykant jest tak przyjemny i łatwy w aplikacji, że wzmaga apetyt na „cztery razy po dwa razy” Tym razem pasyw chciał być aktywem. Poznawszy lubrykant od wewnątrz postanowił zobaczyć go i poznać na zewnątrz – nałożył aksamitne powłoki na swojego penisa i zerżnął z dziką radością aktywa. Trzeba zaznaczyć, że ten drugi również odczuł lekkie szczypanie główki penisa. Jednocześnie ani jeden, ani drugi odbyt nie doznał dyskomfortu wywołanego pieczeniem.

Lubrykant posłużył również w doświadczeniach pseudo-fistowych (żadna bowiem z dwóch testujących dziura nie jest jeszcze wystarczająco rozciągnięta by z apetytem pochłonąć pięść albo i więcej). Fistujący namaścił palce Fist it SPERM, co – w przeciwieństwie do fiuta – wymagało już znacznie większej ilości żelu, a także dokładania co rusz więcej i więcej. Dość elastyczna plastyka mięśni odbytu i oblanych jedwabistym lubrykantem palców wywoływała niemałe podniecenie i radość. Przyjemność zresztą była tym większa, gdyż widok pociągłej mazi przypominał obfite ilości śnieżnobiałej spermy.

Co ważne, lubrykant nie wywołał reakcji alergicznych. Jest przyjazny dla prezerwatyw i nie zawiera parabenów (przynajmniej takie zapewniania daje producent). Jako główne wady wymieniłbym zabezpieczenie opakowania-słoika, pieczenie żołędzi, a także jego „walory” smakowe i zapachowe. Zaletą może być forma opakowania, jeśli weźmiemy pod uwagę możliwość bezpośredniego zanurzenia górnej części dilda i błyskawicznej jego aplikacji w odbyt. Plusem jest na pewno ilość, jaka potrzebna jest by kutas swobodnie wsunął się w „bramy raju” – już bowiem kropla wystarczy, by bawić się do upadłego. Czego wszystkim serdecznie, z poślizgiem życzę!


Ogólna ocena: 6/10

Testował Mateusz