Newsletter
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco
Tym razem dostałem do testowania wibrator Tickling Truman firmy Mystim. Nie jest to zwykły wibrator, ponieważ poza klasycznymi wibracjami ma wbudowane dwa elementy przewodzące prąd i dostarcza olbrzymich przyjemności elektrostymulacją. W pudełku można znaleźć zasuwany na suwak fajny futerał (trochę zbyt duży na samego Tickling Trumana, ale dzięki dużemu rozmiarowi można tam trzymać kilka zabawek), wibrator, ładowarkę USB oraz instrukcję w kilku językach (ale nie po polsku). Dołączone są również dwie saszetki z żelem elektroprzewodzącym, przy czym jeden żel jest przewodzący i zawiera płatki złota. Wibrator jest czarno-biały ze srebrną opaską, wygląda dość fajnie. Jego łeb jest najszerszym elementem, który ma 4,3 mm średnicy (pomiar własny), dalej wibrator się zwęża.
Wibrator ładuje się dość szybko – nie mierzyłem dokładnie czasu, sądzę, że około dwóch-trzech godzin. Po nasmarowaniu żelem elektroprzewodzącym powoli wepchnąłem go sobie w nieco już rozpracowaną dziurę. Na początek próba samych wibracji. Programów jest osiem, a intensywność wibrowania można regulować oddzielnymi przyciskami. Wibracje są fajne, ale tak naprawdę najbardziej jestem ciekaw „elektrowstrząsów”.
Siłę prądu, podobnie jak wibracji można regulować. Samych programów elektrostymulacji jest pięć: 1-stała elektrostymulacja, 2-falowa zmienna, 3-stała pulsująca, 4-pulsowanie naprzemienne z falowaniem, 5-fale mrowienia i pulsacji. Przy najmniejszej sile w zasadzie nic zupełnie nie czuć, i po włączeniu programu trzeba przynajmniej kilkukrotnie kliknąć przycisk z plusem. Program pierwszy nie przypadł mi do gustu, natomiast nastawienie na drugi program spowodowało najpierw przyjemne mrowienie, podobne troszeczkę do szczypania baterii w język, a po zwiększeniu siły skurcze zwieraczy - z taką częstotliwością, z jaką nie byłbym w stanie robić tego sam.
Powolne wsadzanie i wyciąganie zabawki powodowało zwiększenie bądź zmniejszenie intensywności doznań. Włączyłem wibracje i z uniesionymi nogami czekałem na nadejście orgazmu - czułem się, jakby zaraz miał nadejść, ale nie nadchodził. Oczekiwanie w napięciu wkręciło mnie na najwyższe obroty i po chwili musiałem skończyć ręką. Jak wspomniałem, Tickling Truman jest najszerszy na "żołędzi", a dalej się zwęża. Orgazm spowodował zaciśnięcie zwieraczy, a w efekcie zabawka została wepchnięta nieco głębiej, a z moich ust wydobył się przeciągły jęk. Ponieważ impulsy dalej powodowały zaciskanie zwieracza, wyciągnięcie zabawki trwało chwilę (nie chciałem wyłączać impulsów) i przypominało nieco wyciąganie korka z butelki. Po wyciągnięciu zwieracze jeszcze długo fajnie pulsowały i musiałem je rozmasować palcem.
Po zabawie zatkałem się plugiem, ale po godzinie wróciłem do Trumana. Tym razem wsadziłem go w drugą stronę, to jest zagięciem w kierunku pleców - odczucia były zbliżone, ale słabsze, bo prąd nie przechodził przez prostatę, a przełączanie między programami było niemożliwe, bo część z programatorem była od strony pleców. Mimo, że przyciski mają różną fakturę palce upaprane żelem nie wyczuwają tak dobrze subtelnych plusów i minusów na przyciskach, a nie zawsze w szale namiętności pamięta się który to „plus”, a który „minus”.
Po kilku dniach różnych prób udało mi się w końcu dojść do orgazmu samą dziurą. Ustawiłem na wibracje – najsilniejsze (ale nie pamiętam, jaki program) i stałe pulsowanie na największej mocy. Urządzenie wsadziłem programatorem „do góry”, a więc tak, żeby jak najbardziej drażnić prostatę. Tym razem nie było stopniowania impulsów, tylko nagłe uderzenie. Najsilniejsze impulsy elektryczne są rzeczywiście dla strongmenów, ale dają też najfajniejszy efekt – coś podobnego do orgazmu, ale trwającego dłużej. Na szczęście regulacja jest dość płynna i każdy bez problemu znajdzie coś dla siebie. Po takim uderzeniu maksymalną siłą sperma wypływała z nie do końca naprężonego kutasa bardziej jak przy dojeniu prostaty, a nie przy orgazmie.
Tickling Truman jest świetną zabawką, choć zdecydowanie nie dla każdego – trzeba mieć przede wszystkim na tyle rozciągnięte zwieracze, żeby zabawka weszła. Ponieważ dał mi odczucia, których nie dała mi dotychczas żadna zabawka, a nie mam się do czego przyczepić.
Testował Irek
Tym razem w nasze ręce do testów trafił wibrator. Nie jakiś zwykły wibrator, ale elektro wibrator ...
Zaczniemy od podstawowej uwagi na temat elektroseksu. Po pierwsze, to droga zabawa, zwłaszcza na początku, gdy trzeba zainwestować sporą sumę, by zakupić podstawowy i niezbędny do zabawy towar....
Tym razem do testowania wpadł w nasze ręce sprzęt do elektro stymulacji EM-60M Flick. Obaj lubimy elektryzujące zabawy, dlatego była to...