Newsletter
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco
Powiedzmy, że wiązać każdy potrafi – lepiej, albo gorzej. Na pewno każdy potrafi zawiązać coś na supeł. Nawet tak, że czasem węzła nie da się rozwiązać. Nie wszyscy jednak wiedzą, że dobre wiązanie to sztuka.
...parafrazując wers jednej ze znanych piosenek. Niezgrabny supeł nie jest tym samym, co zgrabnie zawiązana żeglarska ósemka, czy węzeł płaski. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że w Polsce – gdzie sztuka shibari (sztuka wiązania) nadal się rozwija (i to powoli) - przyswojenie wiedzy o podstawowych wiązaniach żeglarskich może być znakomitym wstępem do dalszej praktyki w unieruchamianiu ofiary. Shibari jednak jako sztuka wiązania zdaje się być dużo bardziej adekwatną do zastosowań w praktykach intymnych.
- Byliśmy pierwsi z Polsce – na taką skalę, z takim impetem i z taką wiedzą, z takimi umiejętnościami, i z taką charyzmą, na pewno tak, byliśmy pierwsi. - mówi Slaanesh, pionier shibari w Polsce, w wywiadzie udzielonym „Odcieniom Czerwieni”.
- Powiadasz, że w ciągu tych kilkunastu lat pojawiło się sporo innych osób zajmujących się shibari – rzeczywiście pojawiło się sporo takich osób?
- Nie widzę ich, nie dostrzegam, nie spotykam. Jest zaledwie garstka, która gdzieś od czasu do czasu próbuje coś robić, ale to nadal jest garstka i to nadal są próby. Aby zajmować się shibari, nie wystarczy mieć za pazuchą motek liny, wymyślić sobie nick brzmiący niczym japońskie zaklęcie i ogłosić, że od tej pory jestem nawashi. To tylko błyszczący papierek, świetnie – na pierwszy rzut oka – wyglądająca otoczka. Nie mnie oceniać umiejętności innych ludzi, aczkolwiek widzę zdjęcia, widzę próby na żywo, czytam teksty i górnolotne opisy, i swoje zdanie mam. Jest święta zasada japońskich uczniów: uczę się, powtarzam coś tysiące razy, jeden węzeł ćwiczę niemalże w nieskończoność, potem spotykam się z moim mistrzem i wiedząc, że nadal moje umiejętności są niedoskonałe, uczę się i powtarzam tysiące razy… To jest warsztat, to jest niekończąca się droga, to nie jest coś, co można zamknąć.
Zabierając się za wiązanie, prócz znajomości węzłów i oplotów, trzeba wiedzieć jakich materiałów używać, żeby nie zrobić wiązanemu krzywdy. Podstawową w tych praktykach są oczywiście sznury i liny. Istotna jest średnica. Standardowa, o fi 6mm przeznaczona jest do wszystkich wiązań. Grubsza, o średnicy 8mm tak samo nadaje się do wiązania, przy czym stosowana jest szczególnie przy podwieszaniu. Grubsza lina przekłada się na nieco mniejszą estetykę węzłów i mniejszą ilość oplotów, znakomicie jednak zwiększają poziom bezpieczeństwa przy udźwigu. Klasyczne liny wykonane są z juty lub konopii, a w terminologii japońskiej określane wspólną nazwą „hemp”. Liny jutowe są łatwiej dostępne na polskim rynku i łatwiej przygotować je do użycia w sesjach bondage. Mają przyjemniejszy zapach, w mniejszym stopniu „przypalają” skórę podczas przeciągania po niej. Co ważne, węzły na linach jutowych nie zaciskają się nadmiernie, ale też i nie mają tendencji do samorozwiązywania się i ześlizgiwania. Jeśli ktoś nie chce sztywno trzymać się tradycji shibari, do dyspozycji ma inne typy lin – jedwabne, z włókien syntetycznych, czy bawełniane. Każda z nich ma swoje wady i zalety – niektóre z nich są bardzo drogie i trudno dostępne, inne potrafią łapać zapachy, albo się mechacić.
Tak jak pisaliśmy – wiązanie nie oznacza dla każdego tego samego. Używając tego pojęcia, jedni będą mieć na myśli wiązanie sznurem, inni zaś unieruchomienie ofiary dowolnym sposobem. Wiązać liną może być trudno wszystkim niecierpliwym, albo mającym problemy z czynnościami manualnymi. Dla nich stworzono wiele modeli kajdan, kajdanek i uprzęży. Do unieruchamiania wystarczy choćby wzmocniona taśmaklejąca lub nieklejąca z PCV (która nota – bene świetnie się sprawdza, kiedy unieruchamiana ofiara drze mordę). Nieklejąca taśma nie zawiera kleju, łączy się sama ze sobą, jest wytrzymała i może być używana wielokrotnie. Ponieważ taśma jest niedroga, większość użytkowników używa jej tylko raz. Prócz standardowej, szerokiej taśmy (jak ta brązowa, używana przez wielu do pakowania przesyłek), na rynku istnieją specjalne, bardzo szerokie taśmy pozwalające zmumifikować ofiarę. Taśma jest wygodna w użyciu, można ją ciąć na dowolnej długości i dopasowywać. Idealnie przykleja się do ciała, nie szapie skóry, ani włosów na ciele. Zdejmuje się z ciała bez żadnych problemów, nic więc dziwnego, że wielu z jej pomocą potrafi stworzyć nawet całe kostiumy do zabawy w dominację.
Policjant robi tak: fiku-miku i po krzyku! Zakłada obrączki na rączki i problem fikającej ofiary staje się opanowany w ciągu pięciu sekund. Ma w czym wybierać, bo modeli kajdanek jest na rynku co najmniej kilka. Są oczywiście klasyczne – łańcuszkowe (niektóre zamiast standardowego, krótkiego łańcuszka, mają łańcuszek, lub nawet łańcuch o przedłużonej długości. Zazwyczaj stosuje się takie kajdanki na nogi, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby krępować nimi ręce od tyłu – wówczas ofiara ma pewien margines swobody w poruszaniu rękami). Są też zawiasowe, sztywne i jednorazowe. Należy pilnować kluczyków do kajdanek. Jeśli się je zgubi, może być nieco… gorąco. Pół biedy, jeśli to naprawdę policjant skuje zatrzymanego (taka sytuacja miała miejsce we Wrocławiu, kiedy podczas interwencji, przypiął mężczyznę kajdankami do słupa, po czym okazało się że...zgubił kluczyk i nie mógł go uwolnić). Gorzej, jeśli o pomoc w otworzeniu kajdanek trzeba prosić mundurowych.
- W niedzielne południe policjanci z Białej Piskiej zostali wezwani na nietypową interwencję. - donosił rok temu portal Biała Piska. - Mężczyzna, który prosił o pomoc, poinformował oficera dyżurnego piskiej komendy, że skuł się kajdankami, a do tego zgubił kluczyk i teraz nie może ich otworzyć. Policjanci pojechali z pomocą. Jak ustalili na miejscu, w jednym z mieszkań w Białej Piskiej odbywała się impreza. W pewnym momencie jeden z mężczyzn pokazał koledze kajdanki. Te spodobały mu się tak bardzo, że postanowił je sobie założyć. Znajomi uprzedzali go, że są to prawdziwe kajdanki, ale zgubili od nich kluczyki. - 32-letni mieszkaniec Białej Piskiej w dalszym ciągu chciał nałożyć sobie kajdanki upierając się, że są one zabawkowe, więc bez żadnego problemu je zdejmie - informuje Anna Szypczyńska z KPP w Piszu. - Funkcjonariusze uwolnili skutego kajdankami mężczyznę swoimi służbowymi kluczykami. Tym samym potwierdzili, że są one jak najbardziej prawdziwe.
Jeśli lubisz skórę, z pewnością w szafie masz harness, skórzane pasy na nogi i nadgarstki. Te elementy daje się znakomicie łączyć ze sobą. Powiedzmy, że zaproszenie lin do tej zabawy wydaje się w konfrontacji ze skórą raczej niecodziennym pomysłem, warto więc uzbroić się w kawałki łańcucha i karabińczyki, którymi będzie można połączyć bez trudu wszystkie elementy. Są oczywiście gotowe zestawy złożone ze skórzanych pasów i łańcuchów, tak samo jak i dostępne są poszczególne elementy tychże. Jeśli nie posiadasz dedykowanego pomieszczenia do zabaw w swoim domu, wystarczy, że zaopatrzysz się w podwieszany na łańcuchach sling.
Łańcuchy od uprzęży sub’a świetnie da się łączyć z łańcuchami slingu. Pamiętać należy jednak, że metal wydaje odgłosy, odradzamy więc gorące igraszki w środku nocy, jeśli mieszkasz w bloku, albo w bliźniaku. Jeśli w domu masz wersalkę, lub szerokie łóżko z solidną podstawą (nie na nogach), w podstawę możesz wkręcić haki z okrągłym zakończeniem. Nie popsują łóżka, nie rzucają się w oczy, ale znakomicie nadadzą się do przymocowania łańcuchów z uprzęży. W tym wariancie zresztą można wiązać sub'a do haków czymkolwiek - sznurem, kablem, etc. Przy dobrej koncepcji ofiara będzie leżeć w pozycji krzyżowej (na brzuchu, lub na plecach), jeśli nie pozostawisz luzu na łańcuchach, sub będzie kompletnie unieruchomiony, a Ty będziesz mógł mu serwować najbardziej wymyślne praktyki. Dobrze w tej pozycji sprawdzają się choćby gilgotki, ale też tortury sutów, czy jaj (nie wspominając o spankingu, czy chłoście pejczem).