Newsletter
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco
Nie ulega wątpliwości, że w bieżących czasach każda z inicjatyw integracyjnych i społecznościowych jest niemalże na wagę złota. Tym bardziej cieszy drugi Fetish Camp, który właśnie przeszedł do historii. Dopisała pogoda, dopisała frekwencja, a program ułożony przez organizatorów obfitował w atrakcje wymyślone tak, żeby zarówno społeczność fetyszowa, jak i lokalna mogły wynieść z nich coś dla siebie. Jakości doznań można pozazdrościć. Tym, którzy nie mieli okazji (a może nawet odwagi) zintegrować się z fetyszowymi Kolegami, opowiadamy na gorąco jak było. Fetyszystów należących do grupy Multi Fetish Poland po raz drugi z kolei gościł Ośrodek Wypoczynkowy Łucznik w Sielpi, położony w bezpośrednim sąsiedztwie 60-hektarowego jeziora. Na 1-hektarowej zalesionej działce usytułowany jest budynek hotelowy, sala konferencyjna, stołówka, parking, plac zabaw oraz altana leśna z grillem.
Pierwsi gości pojawili się w Sielpi już w czwartek, 23 marca br., ale tak naprawdę kalendarz zaczął realizować się dzień później. Było o tyle niezwykle, że Sielpia po raz kolejny pokazała fetyszystów z tej najzwyklejszej, ludzkiej strony. Pokazała ich jako ludzi mających zainteresowania, sympatie, antypatie, czy potrafiących się bardzo składnie komunikować. Nie każda integracja podejmowana w dedykowanych czy ogólnych społecznościach może poszczycić się taką otwartością i ilością możliwości spędzenia ze sobą wspólnego czasu.To dobra prognoza na przyszłość (bo można, bo się da, etc.). Nie bez znaczenia i nieprzypadkowy jest przy tym fakt, że to właśnie tutaj Prezes Fundacji Refform dokonał formalnego powołania członków jej Kapituły poprzez wręczenie im aktów powołania. W piątkowy wieczór odbyło się pasowanie na fetyszystę, w którym wzięło udział dwóch młodych „Kolegów po fachu” – Piotr i Łukasz. Obaj musieli zmierzyć się z serią pytań, a także m.in. dotknąć przedmiotów ukrytych w worku foliowym i wymienić je z nazwy. Można powiedzieć, że nowi członkowie fetyszowej społeczności spisali się nie najgorzej.
Tak jak zapowiedziano w harmonogramie, wieczorem fetyszyści powitali wiosnę topiąc w jeziorze Marzanioka – męskiego odpowiednika Marzanny. Kukła zgodnie z tradycją jest symbolem zimy, chorób śmierci i wszelkiego zła dręczącego ludzi. Istotą obrzędu jest nie tylko wyganianie zimy, ale także przywoływanie nowego czasu: wiosny, dobra, dostatku. Choć wg tradycji Marzaniok powinien być zrobiony z odpowiednio uformowanego pęku słomy, niekiedy obleczonego w białe płótno (albo - jak na Śląsku – być postacią zrobioną z gałganów i słomy, ale wystrojoną w świąteczne ubranie), Koledzy stanęli na wysokości zadania i uczestnikom obrzędu przedstawili „zaktualizowaną” wersję kukły. Naprawdę było na co popatrzeć!
Zaraz po „straceniu” kukły chętnych zaproszono na wykład o fistingu, podczas którego odbyła się prezentacja technik wykonywana przez praktyków tematu. Przyznać trzeba, że choć pokaz był dalece inny od „szybkich”, widowiskowych scen prezentowanych w filmach porno (z których to właśnie zazwyczaj wyciągają wnioski stawiający pierwsze kroki w temacie fetyszu, czy wręcz FF), przeżywane przez fistee orgazmy (naliczyliśmy ich trzy), były znakomicie widoczne. Słychać było każdy ruch ręki fistera, każdy skurcz orgazmu fistee. Atmosfera, choć kameralna, była bardzo gorąca! Z pewnością w tej prezentacji nic nie było udawane, zauważalna była wprawa i wiedza prezentujących. Zaciekawieni uczestnicy pokazu mogli na koniec porozmawiać z fisterem i fistee, zadać pytania, a nawet otrzymać rady w temacie stawiania pierwszych kroków w fistingu. Wydaje się, że pokazywanie różnych obliczy seksualności w taki właśnie sposób, znacząco podnosi wartość edukacyjną integracji.
- To było świetne! - emocjonuje się jeden z uczestników wykładu. - Najbardziej podczas panelu podobało mi się pokazanie praktyki używania wielu różnych lubrykantów.
- To było coś! Aż mnie pot oblał, jak to zobaczyłem! - śmieje się inny widz relacjonując swoje odczucia w temacie obejrzanej prezentacji.
Sielpia i konecki region, w którym się znajduje, to miejsce nierozerwalnie związane z historią. Chcąc podkreślić wyjątkowość regionu, w ramach budowania więzi społecznych, na kolejny dzień organizatorzy zaplanowali m.in. poranne spotkanie z Prezesem koneckiego Koła Związku Żołnierzy Armii Krajowej – P. Andrzejem Kosmą - i Członkami – Panami Porucznikami – Janem Lagnerem, Zdzisławem Kowalskim oraz Janem Chleboszem.
Z wielu powodów spotkanie to było wyjątkowe. Pełne było wzruszających opowieści, anegdot, którym towarzyszyły nawet przyśpiewki prezentowane przez jednego z zaproszonych Gości. Być może spotkanie to było jednym z ostatnich świadectw historii wojennych czasów. Przedstawione opowieści nagradzane były brawami, a na koniec kwiatami w podziękowaniu za walkę w imię Ojczyzny.
- Spotkaliśmy się ze wspaniałymi ludźmi, którzy pokazali nam jak wartościowe są dzisiaj w Polsce takie znaczenia jak oddanie Ojczyźnie, czy wiara w ponadczasowe wartości. - relacjonował Robert Strzelecki, na gorąco, tuż po jego zakończeniu.
Po spotkaniu z nobliwymi Gośćmi, część uczestników Fetish Campu wybrała się w drogę do Nieba. Brzmi intrygująco, prawda? Nie chodzi jednak o niebiańskie rozkosze, lecz o miejscowość znajdującą się nieopodal. Tyle tylko, że Niebo z założenia okazało się zbyt daleko, a wycieczka do Piekła (kolejna miejscowość na szlaku) dużo bardziej ekscytująca
- Wędrując turystycznym szlakiem z Końskich do Sielpi, dochodzimy najpierw do Nieba. Tam asfalt się kończy, a leśna wyboista droga prowadzi do Piekła. - informuje Wyborcza. Skąd się wzięły obok siebie wsie o nieziemskich nazwach, dokładnie nie wiadomo. Andrzej Fajkosz w książce "Kartki z historii ziemi koneckiej" przypuszcza, że to był prawdopodobnie kaprys właściciela lub dzierżawcy dóbr Sielpia, tak nazwał je w pierwszej połowie XIX wieku. Do 1813 roku w dokumentach, zamiast Nieba, była Babia Góra, a do 1830 roku w miejscu Piekła - Iwasiów.
Piekło się spodobało. W drodze powrotnej wycieczkowicze uzbrojeni w rękawiczki i worki na śmieci, wzięli udział w konkursie na „właściciela najcięższego wora”. Aby zostać zwycięzcą, wystarczyło tylko zebrać odpowiednią ilość śmieci! Udało się jednemu Koledze, a dwóch kolejnych stanęło na podium ex-aequo!
Popołudnie obfitowało w prezentacje i warsztaty wiązania. Wydawać się może, że to żadna trudność, ale dwóch Rafałów - prezenterów sztuki Shibari- udowodniło, że dobrze zawiązana lina czy sznur, mogą wyglądać naprawdę efektownie (szerzej o tej tematyce w rozmowie z Rafałami napiszemy niebawem). A jeśli dodać do tego niesamowity widok jednego z Kolegów, skrępowanego i zawieszonego na hakach… Naprawdę warto było zobaczyć to na własne oczy! Niektórzy otrzymali nawet na pamiątkę specjalne certyfikaty uczestnictwa w warsztatach na znak, że umieją już zawiązać ósemkę, albo wiedzą, co to są… diamenty!
Ostatnim punktem soboty było ognisko, podczas którego uraczono uczestników Fetish Campu browarem i pieczonymi nad ogniem kiełbaskami. Był smalec ze skwarkami, były ogórki kiszone, a także znakomita, pożywna chłopska zupa. W atmosferze zabawy i luzu wręczono pasowanym na fetyszystę pamiątkowe certyfikaty i prezenty, a także nagrody posiadaczom najcięższych worów.
- Jak to jest być posiadaczem największego wora? - pytam zdobywcę zaszczytnego tytułu.
- No cóż... To powód do dumy, myślę, że na pewno trzeba kontynuować temat i za rok postarać się, żeby wór był jeszcze cięższy!
- Czyli... namawiamy do... posiadania dużego wora?
- Namawiamy! Nie wiadomo kiedy i gdzie, ale na pewno duży wór zawsze się przyda!
Podczas zabawy przy ognisku rzucała się w oczy ogólna swoboda. Były pamiątkowe zdjęcia, tańce, a nawet śpiewy, z których zgromadzonym najlepiej udawał się „Kolorowy wiatr” Edyty Górniak z filmu „Pocahontas”.
W niedzielny poranek po raz kolejny odbyło się spotkanie – panel dyskusyjny - grupy Multi Fetish Poland. Podobnie jak rok temu rozmawiano o ruchu fetyszowym w Polsce i na świecie, bieżących realiach i planach na przyszłość. Przedstawiono również kalendarz imprez, jakie będą mieć miejsce w Polsce aż do października br.
- Podczas całego Campu rozmawialiśmy o tym, co robiliśmy i robimy, kim jesteśmy, do jakich punktów zmierzamy, jakie cele chcemy osiągnąć. - mówi Robert Strzelecki. - W czasie czterech dni spotkało się ponad trzydzieści osób, z pewnością jest to impreza integracyjna. To jest główny cel, dla którego się tutaj spotkaliśmy.
Fetish Camp powoli staje się tradycją, szansą daną społeczności na wyrażenie jej opinii. Być może w tym właśnie tkwi jej siła? Było fajnie! Do zobaczenia wkrótce!
fot. FC/Refform.pl, archiwa prywatne (za zgodą)