Newsletter
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco
Filmy często pokazują nam jak należy żyć - dają nam lekcje moralności i etyki. Dzięki nim możemy zobaczyć jak powinniśmy traktować innych ludzi, jakim szaleństwem jest zakochanie i jakim bólem rozstanie. Uczą nas także jak powinniśmy postrzegać samych siebie.
Doskonale widać to w kinie LGBT, które właściwe od samego początku swojego istnienia różnorodnie podchodziło do queer’owych bohaterów. Jego twórcy często ograniczali się do dość stereotypowego ukazywania postaci LGBT. Przez długie lata, właśnie dzięki filmowi, w społeczeństwie pokutował mit o geju-odszczepieńcu, wyrzutku, ofierze, czy nawet złoczyńcy. Dopiero od niedawna bohaterzy filmowi o innej orientacji są pokazywani jako ludzie odważni lub - posługując się modnym wśród prawicowców słowem – niezłomni.
Samo pojęcie „Kino LGBT” stało się ostatnimi czasy za wąskie. Początkowo dotyczyło tylko filmów o tematyce gejowsko-lesbijskiej. Obecnie coraz częściej mówi się o „Kinie LGBTIQ+” (lesbiann, gay, bi, transexual, transgender, intersex, queer i dużo, dużo więcej) ponieważ daje to twórcom i odbiorcom zdecydowanie większe pole do manewru. To kino o nas i dla nas.
Symbol tego, że nasza tożsamość nigdy nie jest raz na zawsze określona. W końcu mamy możliwość identyfikowania się z bohaterem, którego widzimy na ekranie. Spójrzmy chociaż na film „Tamte dni, tamte noce” - został on przyjęty na tyle dobrze, że podczas Halloween w tym roku nie tylko pary homoseksualne postanowiły przebrać się za głównych bohaterów, ale również pary heteroseksualne!
Pierwszym, który poruszył temat homoseksualizmu, był Thomas Edison, który w XIX wieku nakręcił krótki „The Gay Brothers”, w którym to dwóch mężczyzn tańczyło ze sobą w parze. Miało to być zabawne dla ówczesnej publiczności i w sferze niedopowiedzenia pozostawiać ich orientację seksualną. Trudno jednak uznać to za typowe kino LGBT. Jednak już w 1919 roku Richard Oswald zrealizował w Niemczech film „Inaczej niż inni”. Jego premiera wywołała skandal obyczajowy. Wkrótce po niej zakazano jego dystrybucji – oglądać go mogli jedynie specjaliści w dziedzinie medycyny. Rok później zniszczono wszystkie jego kopie. Część materiału filmowego przetrwała u Magnusa Hirschfelda, prekursora seksuologii, grającego w obrazie Oswalda samego siebie. Na podstawie zachowanych materiałów Stefan Drössler dokonał rekonstrukcji filmu.
Kolejne lata to festiwal stereotypów wśród filmowców, którzy zabawiali publiczność „chłopem przebranym za babę”, przegiętym fryzjerem/przyjacielem gejem/projektantem. Lesbijki były przedstawiane jako tzw. babochłop, nawet w kinie feministycznym. W jednej ze scen filmu „Zmowa pierwszych żon” z lat 90. ubiegłego wieku, główne bohaterki odwiedzają jeden z nowojorskich klubów dla lesbijek, w którym Goldie Hawn nie może odpędzić się od adoratorek, bardziej przypominających mężczyzn z wyglądu i zachowania. Wyjątkiem były tu filmy porno, budujące zupełnie odwrotny stereotyp.
W 1931 roku nakręcono „Dziewczęta w mundurkach” na podstawie dramatu Christy Winsloe opowiadający o nieszczęśliwej miłości uczennicy do nauczycielki. Wytwórnia Universum Film AG uważała, że obraz jest zbyt drastyczny jak na ówczesne czasy i koniec końców film musiał powstać w niezależnej wytwórni. Nota bené sztuka autorstwa Winsloe w tym samym okresie z powodzeniem była wystawiana na deskach Teatru Kameralnego w Warszawie. Kres pierwszym queerowym odniesieniom w kinie położyły przepisy zawarte w słynnym paragrafie 175, który stał się podstawą do prześladowania i eksterminacji niemieckich homoseksualistów przez nazistów w III Rzeszy. Z kolei w Stanach Zjednoczonych w latach 30. XX wieku wprowadzono Kodeks Haysa, który dopuszczał sceny z filmów do produkowania i dystrybuowania w USA. Zabroniono w nim m.in. nawiązywania do nieheteroseksualnych zachowań.
Dopiero trzydzieści lat później Kodeks został odrzucony na fali zmian obyczajowych, takich jak walka o prawa obywatelskie, prawa kobiet i powstające związki działające na rzecz osób LGBT. Co prawda nadal mainstreamowi twórcy stereotypowo podchodzili do ukazywania wątków queerowych w filmach, jak np. w „Pół żartem, pół serio”. W ostatniej scenie Jerry przebrany za Daphne mówi do Osgooda, szaleńczo w niej (nim) zakochanego, że nie może mieć dzieci, cały czas pali, żyje z saksofonistą, co kompletnie nie wzrusza jego adoratora.
Całą litanię wad kończy zdanie, że nie mogą być razem ponieważ Daphne to tylko przebranie, a on jest tak naprawdę mężczyzną. Osgood odpowiada, że nikt nie jest przecież doskonały. Czyżby twórca filmu - Billy Wilde'r wiedział co wydarzy się w kinie za ponad pół wieku? Miejscem, w którym osoby nieheteronormatywne mogły głośno manifestować swoje poglądy była „Fabryka” Andy’ego Warhola. Artysta kręcił wtedy filmy z udziałem transwestytów, drag queens i innych – jak wówczas uważano – wyrzutków społecznych.
Prawdziwym przełomem były jednak lata 70., w których to homoseksualiści w końcu przestali był ukazywani jako jednostki nieszczęśliwe, aspołeczne, ze skłonnościami samobójczymi, jak w filmie „The Fan”, w którym fan-gej mści się na swoim idolu za odrzucone uczucie. Jednym z pierwszych filmów, w którym homoseksualizm został pokazany jako coś naturalnego był „Kabaret” z 1972 roku, którego akcja dzieje się w Belinie lat 30. Trójka głównych bohaterów ma ze sobą ognisty romans, a orientacja seksualna nie jest tu żadnym problemem. Wszystko oczywiście zmienia się po dojściu nazistów do władzy.
Rewolucję w latach 90. zapoczątkował film „Filadelfia” z Tomem Hanksem, który wcielił się w rolę chorego na AIDS młodego adwokata, walczącego o swoją godność z wielką korporacją prawniczą. Jego partnera zagrał Antonio Banderas. Obraz miał znaczący wpływ na zmianę myślenia społeczeństwa na temat osób homoseksualnych i to głównie dzięki niemu Kino LGBT trafiło do tzw. głównego nurtu, a rolę tytułowych bohaterów zaczęli grać topowi hollywoodzcy aktorzy. Pokłosiem tej rewolucji był kultowy już obraz z 2005 roku „Tajemnica Brokeback Mountain” z Heathem Ledgerem i Jakem Gylenhaalem w rolach zakochanych kowbojów. Był to pierwszy film oscarowy o gejach.
Lata 90. ubiegłego wieku to również narodziny nowego gatunku – new queer cinema, o którym na łamach magazynu „Sight&Sound” opowiadała B. Ruby Rich. Twórcy którzy konsekwentnie od końca lat osiemdziesiątych występowali przeciwko obowiązującym normom i stygmatyzacji osób LGB T, spotkali się na Festiwalu Filmowym Sundance w 1992 roku. W końcu bez wstydu można było używać nowych pojęć – trans, queer, HIV, AIDS, drag queen, voguing. Duży wpływ miał na to sprzeciw wobec konserwatywnych rządów Ronalda Reagana, epidemia AIDS a także migracja ludzi do wielkich miast. Tematy transpłciowości, pracy seksualnej, czy różnych praktyk seksualnych przestały być tabu. Twórcy filmowi nie chcieli już dostosowywać się do realiów życia białej, średniej klasy. Często były to filmy zupełnie wywrotowe jak „Paris is Burning”opowiadający o kulturze bali Harlemu i Bronxu.
Pierwsza dekada nowego milenium przyniosła również dwa kultowe już seriale, bez których trudno sobie dzisiaj wyobrazić rozwój Kina LGBT: „Queer as folk” oraz „Anioły w Ameryce”. Akcja obu z nich w całości osadzona jest w środowisku gejowskim. Osią fabuły pierwszego z nich są perypetie siedmiorga przyjaciół, pokazane w dość lekkiej konwencji. Nowością tutaj było odważne ukazanie gejowskich klubów i sceny erotyczne łamiące wszelkie dotychczasowe konwenanse filmowe. „Anioły w Ameryce” to z kolei obsypany nagrodami miniserial z 2003 roku nakręcony na podstawie sztuki Tony’ego Kuschnera. Obraz telewizyjny autorstwa Mike’a Nicholsa zgarnął w 2004 roku aż 5 Złotych Globów oraz 11 statuetek na gali Emmy. Trudno zresztą się dziwić, ponieważ Nichols zebrał prawdziwie gwiazdorską obsadę – Al Pacino, Meryl Streep, Emma Thompson, Patrick Wilson, którzy grają (i to jak grają!) kilka różnych postaci. „Anioły w Ameryce” to opowieść nie tylko o gejach, którzy chorują na AIDS, o poszukiwaniu tożsamości w heteroseksualnym świecie pod rządami konserwatystów pokroju Reagana, o ukrywaniu się, ale przede wszystkim o miłości. Na fali popularności tego serialu polska publiczność w TR Warszawa mogła oglądać sceniczną wersję „Aniołów...” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z równie gwiazdorską obsadą. Kino LGBT dzisiaj.
Obecnie jednym z najbardziej wyrazistych twórców kina queer jest młody Xavier Dolan. Jego debiut filmowy „Zabiłem moją matkę” w bardzo poetycki sposób pokazuje problemy, z jakimi borykają się homoseksualni nastolatkowie. Jednak jego najgłośniejszym i być może najlepszym do tej pory filmem są „Wyśnione miłości” z 2010 roku. Istotną rolę gra tu muzyka, scenografia, kostiumy i światła, które podkreślają queerową przesadę i maskaradę, tak dobrze znaną z twórczości Almodovara – mistrza przerysowania i gejowskiego kiczu, którego szczyt mogliśmy oglądać w jego ostatnim filmie „Przelotni kochankowie”.
W dzisiejszych czasach nie istnieje właściwie żadne tabu. Twórcy filmowi sięgają po tematy operacji zmiany płci („Dziewczyna z portretu” - prawdziwa historia Einara Wegenera), trudnego dojrzewania i odkrywania swojej seksualności w dysfunkcyjnej rodzinie („Moonlight” - nagrodzony Oscarem za najlepszy film), czy też molestowania seksualnego dzieci przez katolickich księży („Złe wychowanie” Almodovara lub nasz rodzimy „Kler” Smarzowskiego). W polskim kinie przełomowymi filmami były z pewnością „Płynące wieżowce” Tomka Wasilewskiego oraz „W imię...” Małgorzaty Szumowskiej. Znamienne jest że nasi zachodni sąsiedzi - wówczas z NRD - pierwszy otwarcie gejowski film o wymownym tytule „Coming out” nakręcili w 1989 roku. W naszym kraju na obraz Wasilewskiego musieliśmy poczekać aż do 2013 roku. Polskie Kino LGBT jest potwornie opóźnione, ale na naszych oczach dokonuje się pewien przełom.
Foto: Depositphoto